sobota, 7 lutego 2015

Pierwszy

              


[1] Marzenie dalekich lotów - czyli jak się zakładać, żeby zainkasować dwie 
stówki i czy pan Andrzej postradał zmysły?


(Grudzień, 2013 r.)


[Klemencja]

            Gorący piasek pod stopami. Cudowny szum błękitnego morza. Ja, ubrana w słomianą spódniczkę i biustonosz z kokosów. Rozkoszuję się promieniami słońca i delikatnym powiewem, za który odpowiada kilku przystojniaków, wachlujących liśćmi palmy, tuż nad moją głową. Nagle, pojawia się Klimek. Jak zwykle musi się wyróżniać z tłumu, bo zamiast ubrać się odpowiednio do miejsca i pogody, ma na sobie kombinezon i kask, zaś pod pachą dumnie dzierży narty. Czy on jest normalny?
- Klimcia - brutalnie, szturcha mnie nartą, w ramię.
- Zjeżdżaj, odpoczywam - warczę w odpowiedzi.
- Klimcia... - szturchanie jest coraz mocniejsze, a głos donośniejszy. 
               Każdemu się wydaje, że przyjaźń z popularną osobą to jedna z najfantastyczniejszych rzeczy, jaka może się przytrafić zwykłemu śmiertelnikowi. Muszę was jednak wyprowadzić z błędu, bo jestem żywym przykładem tego, że nie zawsze wychodzi to na dobre. W chwili gdy zostałam brutalnie wyciągnięta ze snu, miałam ochotę mordować, skalpować i wyrządzać więcej dramatycznych szkód, o których się filozofom nie śniło. "Najpiękniejszym" faktem w tym wszystkim, było to, że jedynej przyjemnej w moim życiu rzeczy(jaką jest sen) pozbawił mnie właśnie najlepszy przyjaciel. Oczywiście, natychmiast podjęłam drastyczne kroki, jakimi było wymazanie kartki przypiętej do mojej tablicy korkowej, trzema wielkimi wykrzyknikami. Tuż przy punkcie piątym, listy powodów, dlaczego nienawidzę Klimka. Samych punktów jest już ponad dwadzieścia, ale lista ciągle rośnie, z czego info, że uduszę kretyna, za pozbawianie snu powtarza się co pięć linijek. Jak tak dalej pójdzie to zestawienie będzie o wiele bogatsze niż 95 tez Marcina Lutra, ale mniejsza o to. Mleko się wylało, a plaża pełna rozebranych przystojniaków, została gdzieś tam w mojej podświadomości. Jedyne co mi pozostało to zmierzyć się z rzeczywistością i Klemensem, który z wielce zadowoloną miną wiercił się na moim łóżku, sadowiąc się jak kocur i spychając mnie przy tym pod ścianę. Morderstwo niestety, nie wchodziło w grę, ale poważnie zaczynałam zastanawiać się nad przywróceniem kary tortur. 
- Jesteś gnojkiem - warknęłam w poduszkę, bo nie chciało mi się nawet podnieść ręki, żeby go uderzyć, 
Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był podsumowaniem tych 19 lat udręki, przed jakimi los zechciał mnie postawić. Tysiące polskich nastolatek, mogło dostrzegać w jego buzi, aniołka i idealnego kandydata na księcia z bajki, ale tylko ja dostrzegałam w nim skłonności sadysty i kompletnego świra. W końcu nikt normalny nie wstaje z własnej woli o 7:00 i jest gotowy do działania. 
- Marnujesz młodość - nie przestając się uśmiechać(jak terrorysta), odpowiedział na moje zarzuty. 
- Rzekł kujon i nudziarz - posłałam mu krzywe spojrzenie. 
Niestety tutaj kłamałam jak nigdy, bo kto jak kto, ale on bardzo dobrze znał pojęcie zabawy. Lubił imprezy i spontaniczne wypady na koncerty Happysad'u, na które zawsze mnie zabierał. Potrafił się bawić jak nikt, ale kiedy trzeba, ogarniał pośladki i stawał się odpowiedzialny. I to kolejny powód, dla którego nienawidzę mojego sąsiada i przyjaciela z piaskownicy. Nie żebym była nieodpowiedzialna. Po prostu, jakoś tak mam niezwykłe szczęście do przypałów. Dla przykładu, jak debil dałam się napuścić Klemensowi, żeby wleźć na czubek wiśni, która rosła w ogrodzie jego dziadków i pluć pestkami w każdego przechodzącego. Klimek jako ten chudy dryblas, bez problemów skakał po cieniutkich gałęziach, bez jakichkolwiek konsekwencji. Pozazdrościłam mu tego i jak papużka, podążyłam w jego ślady. Niestety dla mnie, jako pulchnego wtedy dziecka, cała zabawa skończyła się złamaną ręką, a Klemens dostał tylko w dupę, tak, że spał na brzuchu przez tydzień, ale zaczęłam podejrzewać, że to tylko takie kłamstwo, aby uśmierzyć mi ból. chociaż mentalnie.
- Podsumowała śpiąca królewna - zasyczał, bo zawsze miał kompleks na punkcie określania go tym mianem.
Dlatego zawsze tak go nazywałam.
- Czekam na księcia z bajki, aż obudzi mnie romantycznym pocałunkiem - zawołałam, dramatycznie łapiąc się za serce, co skwitował krótkim prychnięciem.
- Przecież jestem - uśmiechnął się, a po chwili złożył usta w dziubek.
Posłałam mu zdegustowane spojrzenie i pokiwałam głową w geście dezaprobaty, na co szczerze się zaśmiał. Punkt 7 - nienawidzę go, bo śmieje się nie wiadomo z jakiego powodu.
- Lepiej gadaj czy kiedyś dostaniesz powołanie do naszej kadry - zmieniłam temat - Bo w akademiku trąbią, że będziesz skakał dla reprezentacji Azerbejdżanu.
Przewrócił oczami, ale tylko dlatego, żeby ukryć rozbawienie. Był to nieskuteczny zabieg, bo przecież znałam go jak nikt.
- Pojutrze wyjeżdżam - odpowiedział dumnie - Engelbergu, szykuj się!
- Wow, załapałeś się na pomocnika Skrobota! Będziesz podawał narty?
Zacisnął wargi, co świadczyło o tym, że ogarnia go irytacja. Roześmiałam się radośnie, bo w końcu udało mi się dopiec przyjacielowi. Chłopak odpowiedział mi morderczym spojrzeniem i mocnym uderzeniem w ramię.
- Małpa
- Twoja miłość mnie uskrzydla - stwierdziłam, na co wybuchł śmiechem.
Po chwili jednak się uspokoił, a jego mina lekko zrzedła, co nie mogło ujść mojej wzmożonej uwadze. Klimek westchnął ciężko i spojrzał na mnie z powagą.
- Myślisz, że sobie poradzę?
Spojrzałam na jego przejętą twarz i po raz pierwszy zrobiło mi się go żal.
- Ja nie myślę, ja to wiem - odpowiedziałam, ale Klemens nie dał się przekonać  i  siedział z gradową miną.
Objęłam go dłońmi za szyję i przytuliłam swój policzek do jego, po czym uśmiechnęłam się lekko. Mógł być imprezowiczem, ale to wcale nie zmieniało faktu, że często zanadto przejmował się wieloma sprawami.
- Nie martw się, będziesz zajebisty - mruknęłam, ale to spowodowało, że na jego twarzy pojawił się tylko nikły uśmiech.
- Jak wskoczę do pierwszej 30 to będzie cud - rzucił gorzko, a ja podniosłam się zirytowana.
Posłałam mu krzywe spojrzenie, bo zaczął mnie wyprowadzać z równowagi. Nadal miał minę zbitego psiaka, co spowodowało, że mocno uderzyłam go w ramię. Chłopak spojrzał zaskoczony, a ja przywaliłam mu po raz kolejny.
- Za co?!
- Klemencjo to ciota i frajer, ale się nigdy nie poddaje! - warknęłam i chłopak znów oberwał w ramię,
Posłał mi bezradne spojrzenie, co wściekło mnie do reszty, wskutek czego, rzuciłam się na niego z pięściami. Oczywiście Klimek, nie mógł biernie czekać, aż go zatłukę, więc złapał za poduszkę, która posłużyła za tarczę ochroną przed ciosami. W końcu ją odrzucił i złapał mnie za nadgarstki, udaremniając ciosy. Spojrzałam na niego ze złością, a on? Tak, śmiał się jak wariat. Zresztą już wspominałam o tym, że Klemens lubi śmiać się z rzeczy niezrozumiałych dla innych.
- Z czego rżysz? - burknęłam, patrząc z rozdrażnieniem w jego oczy, które były pełne tej beztroskiej radości i rozbawienia, Bóg wie z czego.
- Uwielbiam cię - zakomunikował, następnie mnie puścił i z powrotem zajął większość mojego łóżka, kładąc się jak pan i władca.
- A ja cię nie - syknęłam - Jedź już bo ma cię dość i przynajmniej sobie odpocznę.
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i puścił do mnie oko.
 - Luzik bella, będę dzwonić.
Nakryłam twarz poduszką, aby stłumić jęknięcie rozpaczy.


[Klemens]

                Z rozbawieniem obserwowałem wymianę poglądów między moim ojcem, a panem Wróblewskim. To już było swoistą tradycją, że z każdym spotkaniem, obaj kłócili się ze sobą o byle pierdoły. Oczywiście moja mamuśka wraz z rodzicielką Klimci uparły się, że kiedyś w galaktycznej przyszłości szanowni panowie pogodzą się - i baa! - zaprzyjaźnią, powodując, że cotygodniowy zwyczaj, jakim jest wspólna kolacja naszych rodzin, nie będzie opierać się na ciągłych starciach na linii Murańka vs Wróblewski. Nie oszukujmy się jednak, oni nigdy nie dotrą do porozumienia i prędzej Klimcia wystartuje za mnie w konkursie, niż oni zostaną najlepszymi przyjaciółmi.
- Kruczek dobrze robi, dając szansę młodzikom - mój ojciec walczył jako zwolennik odmłodzenia kadry.
- Brak im doświadczenia, wystarczą gorsze warunki i koniec. Nie polecą - pan Andrzej niezbyt zgadzał się z decyzjami odnośnie wpuszczania nas na Puchar Świata.
- Kot ma doświadczenie, a i tak gówno lata - no tatuś, nie patyczkujesz się.
- Ale ma predyspozycje i to się liczy. Zdolny i ambitny, sukces jest w zasięgu jego rąk.
No proszę jaki ojciec taka córka. Z tym, że Klemencji, Kot się chyba najbardziej podoba w aspekcie wizualnym.
- Twierdzisz, że Klemens nie ma predyspozycji?! - oczywiście mój tato, dojrzał w tym stwierdzeniu osobistą urazę.
A ja walczyłem z chęcią wybuchnięcia śmiechem. Żałuj Klimcia, że cię tu nie ma. Z drugiej strony, zacząłem się zastanawiać, co one tak długo robią w tej kuchni. Pewnie moja psiapsióła zrzuciła sobie czajnik na stopę, co by w ogóle mnie nie zdziwiło bo miała talent do kłopotów. Wyłączyłem się z rozmowy ojców i wyobraziłem sobie sytuację jak dziewczyna rzucając przekleństwami na każdą stronę, skacze na jednej nodze. I znów musiałem stłumić śmiech, to wszystko zaczynało się robić coraz bardziej śmieszne.
- A  Biegun w Klingenthal, to co? Przypadek? - ojciec był coraz bardziej zirytowany.
Wróblewski nie mniej.
- Pamiętaj, że była tylko jedna seria, kto wie czy nie zepsuł by drugiego skoku - odpowiedział jednak dyplomatycznie, niczym Polo Tajner.
Oczywiście Krzysztof Murańka nie byłby sobą gdyby nie rzucił jakiejś kąśliwej uwagi, jednak, na szczęście, tym razem wyrażenie opinii zostało przerwane przez wejście do jadalni trzech pań.
- Znowu się kłócicie - pani Wróblewska uśmiechnęła się łagodnie do obu mężczyzn, a ja spojrzałem na Klimcię, która z nietęgą miną, zajęła miejsce naprzeciw mnie. Od razu zarejestrowałem, że jej palec jest owinięty plastrem i po raz kolejny musiałem ukryć prychnięcie śmiechem. Ona to dostrzegła, bo po chwili poczułem pod stołem, mocne kopnięcie w kostkę. Pokazałem jej w odpowiedzi język, na co skrzywiła się i uraczyła moją osobę jedynie spojrzeniem pogardy. I jak tu jej nie uwielbiać.
-  Kulturalnie wymieniamy się poglądami - odpowiedział pan Andrzej, a raczej burknął, a mój ojciec pokiwał głową, co oznaczało, że zgadza się z Wróblewskim.
Spojrzałem na Klimcie, która spuściła głowę, żeby ukryć rozbawienie. Rozumiałem ją, też z trudem to robiłem.
- Oczywiście, a słychać was, aż w kuchni - stwierdziła ironicznie moja mama i posłała porozumiewawcze spojrzenie pani Lucynie.
Temat oczywiście zaraz został rozwiany, kiedy mamusie rozpoczęły dyskusję o zbliżających się wyprzedażach w sklepie jakimśtam. Nie słuchałem ich, razem z Klementyną rozpoczęliśmy wymianę głupich min, rywalizując które z nas się nie zaśmieje. Oj, było trudno. Nie zwróciłem nawet uwagi, że pani Lucyna zwróciła się do mnie z pytaniem i dopiero mocne kopnięcie, zaserwowane przez Klemencje uświadomiło mi, że uwaga przy stole, skupiła się na mojej osobie.
- Słucham? - zrobiłem głupią minę i posłałem pytające spojrzenie kobiecie.
Ojciec Klimci prychnął.
- Jak ci się podoba na studiach? - pani Wróblewska uśmiechnęła się zachęcająco.
No tak, typowy sposób rodziców na podtrzymanie konwersacji. To nic, że moja mama zapewne zrelacjonowała już wszystkie moje odczucia, które wyciągała ode mnie na drodze tortur i nieistotne, że Klimka już wszystko opowiedziała. Grunt to utrzymanie przyjemnej rozmowy.
- Hmm, dobrze. Ciężko, ale podoba mi się.
- Misia ci pewnie referaty pisze? - złośliwy uśmiech Wróblewskiego był bardzo pocieszający.
- Andrzej... - pani Lucyna spojrzała z naganą na męża, a on wzruszył jedynie ramionami i wrócił do jedzenia ciasta.
- Będzie pisała jeszcze przez jakiś czas - odpowiedziałem rzeczowym tonem, patrząc na mężczyznę - ale tylko do czasu, aż nauczę się składać literki - wyszczerzyłem zęby, a on posłał mi chłodny grymas, w jego mniemaniu będący uśmiechem.
Dosyć ironiczna odpowiedź z mojej strony spowodowała, że moja mama zmierzyła mnie surowym wzrokiem, a ojciec i Klimka parsknęli śmiechem. Pani Lucyna uśmiechnęła się słabo, jakby nie wiedząc jak zareagować.
- Idzie tylko pogratulować twojemu trenerowi zawodnika - odpowiedział.
- A idzie, idzie. Klemens znowu dostał się do kadry i leci do Engelbergu! - walczyłem ze sobą, żeby nie uderzyć się dłonią w czoło, słysząc przechwałkę w głosie mojego ojca.
- A będzie pierwsza trzydziestka? - uśmiech, który pojawił się na twarzy Wróblewskiego, był najbardziej ironicznym grymasem, jaki miałem szansę zobaczyć w swoim 19-nastoletnim życiu.
- Będzie pierwsza dziesiątka - wtrąciła się Klimka, która jak do tej pory milczała.
Uśmiechnąłem się do niej i dostałem taką samą odpowiedź.
- Masz, kochanie zbyt optymistyczne spojrzenie na świat - odpowiedział jej ojciec, a ona jedynie posłała mu promienny uśmiech.
- To nie optymizm, założyłam się o dwie stówy z kolegą z roku, że Klimek skoczy minimum na 130 metr.
Gdyby spojrzenie zabijało, Wróblewski zamordowałby własną córkę. Nie przejęła się tym jednak tylko wyraźnie z siebie zadowolona, że ucięła głupią dyskusję, zajadała szarlotkę. Spojrzałem na tatę, który z uznaniem świdrował wzrokiem moją przyjaciółkę. Zapunktowała. Chyba nie zdążyłem wspomnieć, że mimo faktu iż moja mama i pani Wróblewska się przyjaźnią, tak jak ja i Klemncja, a nasi ojcowie nie lubią, to jeszcze pan Andrzej mnie nie znosi, a mój szanowny tatuś nie przepada za Klimcią. O ironio!


[Klemencja]
     
         Leżałam na łóżku i obserwowałam jak Klimek pakuje walizkę. Był tak zestresowany, że koszulka latała mu w dłoniach i nie był w stanie jej złożyć, jak należy. Prychnęłam śmiechem i wyrwałam mu ubranie z rąk i zaczęłam robić to, do czego on nie był w tej chwili zdolny. Spojrzał na mnie przerażony i usiadł obok, po czym zamarł, nie ruszając się ani o milimetr, a jedynie patrząc pusto w obrany przez siebie punkt. Gdyby nie fakt, że mrugał, doszłabym do wniosku, że umarł. Dokończyłam więc pakowanie walizki za niego i usiadłam obok po turecku i mocnym szturchnięciem spowodowałam, że spojrzał na mnie tym przerażonym, bardzo nie Klimusiowym wzrokiem.
- Ktoś tu jest zesrany - zagwizdałam.
Obudził się z tego transu i sprzedał mi kuksańca.
- Oj weź, ja tu się stresuję - warknął.
Poziom irytacji w jego głosie, niebezpiecznie zaczął się zbliżać, do granicy, po przekroczeniu której Klemens zdawał się być wręcz histerykiem.
- Nie przesadzasz trochę? Przecież to nie debiut - wzruszyłam ramionami i położyłam się na jego łóżku, patrząc w ścianę.
Klimek poszedł za moim przykładem i ułożył się obok, ale nadal był zestresowany. Nie odpowiedział na moje słowa, jedynie tępo wpatrywał się w sufit usilnie nad czymś myśląc. Dopiero po chwili odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi bezradne spojrzenie.
- Nie debiut, ale skok spieprzyć mogę.
Oho, jeżeli Klimuś używa wulgarnych słów to wiedz, że coś się dzieje. A mówią, że to kobiety są skupiskiem różnorakich emocji. I z tym się nie zgodzę, bo mój przyjaciel był idealnym potwierdzeniem tego, że faceci też mają wiele sprzeczności pod kopułą. Na przykład Klemens, zwykle jest pierwszym chętnym aby pójść na imprezę i zawsze miał głupie pomysły w które mnie wciągał. Można by rzecz, że jest wyznawcą teorii Ziobry luz w dupie, ale kiedy tylko przychodziło co do czego potrafił się spiąć jak gacie w kroku i martwić, jakby miał 50, a nie 19 lat. Tak jak teraz. Całkowicie przejął się zawodami w Engelbergu i nijak nie mogłam go uspokoić, że sobie poradzi, że poleci minimum na 130 metr, przy okazji obdarowując mój portfel dwiema stówami.
- Zluzuj majty - huknęłam go w ramię, cytując mój ukochany kabaret z Lublina.
Nie skomentował tego jednak, ani słowem, ale mogłam przysiąc, że przewrócił oczami i zrobił typową minę mówiącą co za beton. Punkt bodajże 19 - nienawidzę Klimka, bo irytuję mnie gdy milczy i przewraca oczami, na znak oburzenia.
- To nie jest zabawne - warknął.
- Oczywiście, że jest. Zawsze mnie bawisz, gdy stajesz się histerykiem.
Za to stwierdzenie oberwałam poduszką. Czasem odnoszę wrażenie, że znajduję się w jakimś serialu, gdzie bohaterowie rzucają sobie ironiczne uwagi, widownia się śmieje i gra gitara.  Niestety moje życie to było istne pandemonium szyte grubymi nićmi, gdzie mamcia ciągle użalała się nad faktem, że czas poświęcam nauce, a nie odnalezieniu miłości życia(kij, że dopiero od niedawna posiadam dowód i wiele korzyści z nim związanych), zaś ojciec wciąż upierał się, że powinnam ostro studiować i zrobić międzynarodową karierę, zostając fizjoterapeutką kadry austriackich albo niemieckich skoczków narciarskich. Nie żeby ojciec nie kibicował Polakom. Po prostu sens jego życia stanowi ciągła rywalizacja z niejakim Krzysztofem Murańką, na podstawie której, chce abym odnosiła większe sukcesy niż Klimek. Nie pytajcie dlaczego. Ja tam nigdy nie zrozumiem własnego ojca. Szczególnie, tego jego błędnego przekonania, że kiedyś w galaktycznej przyszłości przestanę przyjaźnić się z Klimkiem, znienawidzimy się, a to samo przytrafi się mojej mamie i pani Murańce, w skutek czego, ojciec w spokoju będzie mógł się nie lubić z panem Krzysiem. Może jednak zaprzestanę już dywagować i powrócę do tematu Klimusia, którego czasami całkowicie nie mogłam pojąć, chociaż starałam się z całych sił. Wstałam więc z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju niczym sęp, wypatrujący padliny. Szczerze powiedziawszy, nie jestem w najmniejszym stopniu perypatetykiem, ale sytuacja doprowadziła do takiego stanu rzeczy, że gdybym nie chodziła - to nie daj Bóg! - fizycznie skrzywdziłabym Klemensa. Tak więc, kręciłam się po pokoju przybierając stosowne miny, aby wyglądać jak najbardziej poważnie. Kiedy już zdecydowałam się na tą, która świadczyła o mojej stanowczości, odwróciłam się w stronę przyjaciela, który przez cały czas obserwował moją osobą z zainteresowaniem.
- Masz minę, jakbyś miała zwymiotować - stwierdził po chwili, a mi opadły ręce.
- Bo zaraz tak się stanie - warknęłam - Wiesz kim ty jesteś?
- Debile, kretynem, ciotą... - zaczął wymieniać ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Nie, mam na myśli inne określenie - przerwałam mu, na co uniósł brwi ze zdziwieniem i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Zżera mnie ciekawość - uśmiechnął, ale jego twarz nadal była jednym wielkim lamentem zakopiańskim.
- Jesteś jateistą - prychnęłam.
Oczywiście kompletnie mnie nie zrozumiał.
- Kim przepraszam? - jego twarz odrobinę pojaśniała, dlatego, że rozbawiła go moja uwaga.
Punkt 25 - nienawidzę go, za to, że wciąż się ze mnie śmieje.
- JATEISTĄ! Jesteś jateistą bo w siebie nie wierzysz.
Przestał się uśmiechać i jedynie spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Skończ z kwejkiem. Jesteś uzależniona.
Moje mordercze, opatentowane spojrzenie pognało priorytetem w jego stronę, no bo jak tu nie być przykładem hetery(i wcale nie mówię tu o greckiej, niezależnej wersji dziwki) jeżeli najlepszy przyjaciel tak często sprawdza moją i tak świętą cierpliwość. O czym my tu mówiliśmy? A tak! O kwejku...
- Zamknij buźkę i posłuchaj, co mam do powiedzenia, bo nie będę powtarzać - oczywiście już miał zamiar coś wtrącić, ale posłałam mu tak wściekłe spojrzenie, że się zamknął. - Jeżeli jeszcze raz usłyszę, jak jęczysz, że źle skoczysz, albo że jesteś beznadziejny, to przyrzekam ci, że jeszcze dziś opublikuję na facebooku twoje kompromitujące zdjęcie z czasów, gdy mieliśmy po 3 lata. Uwierz mi, będziesz bardzo popularny i to nie z powodu dalekich skoków - syknęłam.
Jego oburzona mina, powiedziała wszystko. No i ta chęć mordu w oczach, ale on ją zawsze ma. A ja zawsze się tym nie przejmuję. Przecież gdyby tak było, to musiałabym zakończyć znajomość z tym irytującym dupkiem.


***
Milion lat później

- Cholera jasna! - wrzasnął ojciec, trzaskając gazetą o stół i wychodząc do kuchni.
Dopiero gdy zniknął z pola widzenia zatarłam ręce i uśmiechnęłam się szeroko, bo pajac się postarał i mój portfel powiększył się o dwieście polskich złotych. Kamera pokazała szczęśliwego Klimka, który z szerokim uśmiechem, po zobaczeniu wyniku, pomaszerował pewnie do szatni.
- Andrzeju, nie denerwuj się - z kuchni dobiegł głos mamy, a ja parsknęłam śmiechem, przypominając sobie popularny filmik z youtube'a. Ale jak mam się nie denerwować - brakowało mi takiej odpowiedzi ze strony ojca, ale on milczał jak zaklęty, nawet nie rzucając gromów. Byłam w stanie postawić trzy stówy, że nadal był porządnie wkurzony i jedna iskra, a rozpętałby piekło.
- Przestań znęcać się nad tą pomarańczą - ton mamy majaczył na granicy rozbawienia, a lekkiej irytacji - Powinieneś się cieszyć, że Klemens odniósł sukces - stwierdziła.
Ojciec jedynie burknął coś pod nosem, ale byłam przekonana, że to nie było nic miłego. Zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami z telewizora. Rozłożyłam się na kanapie, oglądając telewizję, gdzie Polo Tajner opowiadał zawzięcie o fantastycznych skokach polskich skoczków. Brawo, to pewnie wszystko jego zasługa, Nagle z kuchni rozległ się trzask, uderzanej pięści o stół, a ja podskoczyłam przerażona nie wiedząc co się dzieje.
- Co ty ro... - zaczęła mama, a ojciec wbiegł do salonu i posłał mi roziskrzone spojrzenie.
Oho, już się boję.
- Wiem już jak to skończyć! - zawołał, ale nadal nie wiedziałam o co mu chodzi.
Po prostu postradał zmysły. Spojrzałam na mamę, która ze zdziwioną miną stała w drzwiach do salonu. Posłałam jej przerażone spojrzenie, a ona jedynie wzruszyła ramionami.
- Też zrobisz karierę! - dodał entuzjastycznie, a mama z ulgą wypuściła powietrze.
Mi jednak nie było wesoło.
- Chyba nie chcesz mnie posadzić na belce? - zapytałam słabo, bo zaczynałam się obawiać o swoje zdrowie i życie.
Kiedyś już próbował ze mnie zrobić skoczkinię i nie skończyło się to dobrze. Do dziś pamiętam atak paniki, którego doświadczyłam siedząc już na belce na Wielkiej Krokwi, oraz wstydu gdy cała banda ludzi starała się mnie z niej ściągnąć. Nigdy więcej nie spojrzałam na narty, a tamta sytuacja śni mi się do tej pory, równie często jak rozebrani faceci. Jeżeli teraz znowu próbował powrócić do tego pomysłu, to nie pozostało mi nic innego jak uciec z domu.
- Coś o wiele lepszego! Zobaczysz! - uśmiechnął się szeroko, a ja wpadłam w panikę.
Tak. Boję się własnego ojca.







***
Taki mały rozdziałek, na sam początek.
Zdecydowanie nie mam zielonego pojęcia czy wychodzi to co chcę.
Liczę na to, że się ogarnę i kolejny rozdział pojawi się dosyć szybko i będzie satysfakcjonujący.

Co do dzisiejszych lotów to nie mam komentarza. Druga seria była trochę niezadowalająca, ale nadal mocno zaciskam kciuki za loty naszych orzełków! Pozdrawiam cieplutko! 




5 komentarzy:

  1. Zakład Klemencji o dwie stówy rozwalił wszystko! Ja gdybym się założyła pewnie bym przegrała, ale nie o tym teraz. Klemens taki przejęty, że nawet przyjaciółka nie potrafiła go pocieszyć? Hoho. A tu proszę.. ładnie wszystko ponad 130 metrów. Intryguje mnie sposób w jaki piszesz. Boję się co ten tata Klemencji wymyśli. Oby tylko to nie było nic głupiego. Pozdrawiam i weny życzę:*
    PS. Może miałabyś ochotę poczytać moje bazgrołki?:*
    (http://ucieczka-w-inna-przestrzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na piąteczkę!:*
      http://ucieczka-w-inna-przestrzen.blogspot.com/

      Usuń
    2. Nie chcę ci spamować, ale zapraszam na szóstkę:)
      http://ucieczka-w-inna-przestrzen.blogspot.com

      Usuń
  2. KLIIIIIIIMEEEEEEEEK! Nasz wczorajszy bohater - absolutnie wszystkich zastrzelił skokiem na 128 metrów! Nie radzi sobie, biedaczek, w wywiadach, ale uważam, że ma taką uroczą twarz dzieciuszka i ładnie się uśmiecha, no i w ogóle. :) Wszyscy wróżą mu poważną karierę i postrzegają go jako następcę Kamila - podobnie jak Olka. A ja uważam, że oni wszyscy są superowi!
    Pomysł na fabułę na razie zarysowuje się ciekawie - komiczne podobieństwo imion obydwu głównych bohaterów (naprawdę jest takie imię jak Klemencja czy sobie stworzyłaś?), relacja między ich rodzinami, przyjaźń od dziecka - takie rzeczy mi się podobają (zwłaszcza ostatnia). Prawdę mówiąc, sama zaczęłam się bać, co ten klemencjowy ojciec wymyślił, ale mam nadzieję, że dowiemy się już wkrótce. :) Obawiam się jednak, że to może naszych przyjaciół na dobre skłócić! Czytałam trochę opis opowiadania na spisie (chyba. A może jednak gdzieś indziej?) i wiem, czego mogę się spodziewać, aczkolwiek myślałam, że ten post będzie zawierał jedynie retrospekcję, że historia zostanie opowiedziana z perspektywy czasu (pozostanie Klemensów w zgodzie jako przeszłość), a tutaj... No, ale nie będę tutaj jakąś wyrocznią, zobaczymy!
    Na razie jest dobrze. Co prawda fatalnie stawiasz przecinki (w miejscach zupełnie nieoczekiwanych - mogę Ci z tym pomóc na priv) i szkoda, że akapity Ci uciekają, nie masz półpauz ani dywizów, ale poza tym jest chyba w miarę OK. Moje teksty też są naszpikowane błędami, więc przyganiał kocioł garnkowi... :D
    A poza tym chyba lżej się Ciebie czyta niż mnie. ;)
    Czekam i czekam, a tutaj nic! Do pisania się brać! Ale już!

    Buziaczki (zniecierpliwione),
    Charlie

    PS. Na pocieszenie przesyłam Ci mój własnoręcznie zestaw gifów z Klimkiem w potreningowym wywiadzie. :)
    http://cupofagoodtea.tumblr.com/post/112031313410/cupofagoodtea-while-klemens-muranka-was-giving-an

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy funkiel-nówka nieśmigany rozdział? Czytać nie ma co! :<

    OdpowiedzUsuń